Piękno zawsze było dla ludzi ważne. Wywiad z Mirkiem Trymbulakiem i Jolą Słomą
Wstęp
Przenikanie się światów mody i kulinariów to fascynujące zjawisko, szczególnie gdy za sterami stoją tacy pasjonaci jak Mirek Trymbulak i Jola Słoma. Znani z Atelier Smaku, gdzie ich kulinarne kreacje zdobyły serca wielu – teraz zaskakują wyjątkowymi projektami biżuterii. Skąd wziął się ten pomysł i jak wygląda ich podróż od kuchni do jubilerstwa? Zapraszamy do lektury.
Rozmowa
Beata Bochińska: Znamy Was wszyscy z wielu różnych projektów. Najważniejszym dla mnie jest ten, który nazywam edukacyjno-kulinarnym. Od lat prowadzicie Atelier Smaku, czyli koncept smaków wegańskich, które zagościły na naszych polskich stołach, między innymi dzięki waszej determinacji, no i pysznej kuchni. W międzyczasie wydawaliście książki i staliście się kulinarnymi influencerami i nagle… biżuteria? Skąd i po co ten pomysł?
Mirek Trymbulak: Może to tak wyglądać, ale tak naprawdę zanim zabraliśmy się za kuchnię budując kawiarnię-galerię, przez którą przechodziło się do naszej pracowni krawieckiej, zajmowaliśmy się sztuką.
Jola, gdy się poznaliśmy, była jubilerem. Wtedy tańczyła w teatrze tańca, a chwilę wcześniej zakończyła swój epizod związany z karierą rockową na scenie. Ja od zawsze chciałem projektować modę, Jola postanowiła do mnie dołączyć ze względów praktycznych - by spędzać razem więcej czasu. Od tamtej pory tworzymy team, zarówno w pracy, jak i w naszym małżeńskim życiu. Więc wspólnie spędzamy naprawdę sporo czasu.
W pewnym momencie zaprojektowaliśmy biżuterię do jednej z kolekcji, którą pokazaliśmy w Londynie. Tak właśnie powstało Soul Bijou kilkanaście lat temu. Z kolei kilka lat temu zgłosiło się do nas Muzeum Bursztynu z pytaniem o to, czy chcemy stworzyć biżuterię do znajdującego się tam sklepu. Przypomnieliśmy sobie o kilku rzeczach, które “zalegają nam” gdzieś w szafie. Trafiły do sklepu, potem odkrył je kupiec z Chin i zajęliśmy się na poważnie biżuterią, której od zawsze towarzyszy bałtycki bursztyn, a od jakiegoś czasu maski naszego przyjaciela – znanego artysty Sergio Boldrin z La Bottega dei Mascareri w Wenecji. Jest też seria ze szkłem z Murano... Te rzeczy łączą nas jeszcze bardziej z naszym ukochanym miastem na wodzie.
B.B.: Aktualnie żyjemy w takim momencie naszej ludzkiej historii, że dotychczasowe paradygmaty zostają wywrócone do góry nogami. Chciałabym z Wami porozmawiać o wartościach, ale na początek może zacznijmy od tematu, który wiązał się zawsze z biżuterią, czyli od pojęcia luksusu. Czym jest dla Was luksus i jak Waszym zdaniem widzi go młode pokolenie?
M.T.: Nowe pokolenia od zawsze widziały wszystkie zagadnienia inaczej niż ich rodzice i dziadkowie. Z luksusem jest tak samo. Pojęcie luksusu zmienia się na przestrzeni wieków i lat. Tak jak zmieniają się nasze priorytety. Dla naszych rodziców luksusem był wyjazd za granicę, trochę później dla nas wakacje all inclusive, a podczas pandemii okazało się, że luksusem jest wyjście do parku. Dla nowego pokolenia luksusem może być nieposiadanie niczego na własność z jednoczesną możliwością korzystania ze wszystkiego. Jednocześnie oglądając wiadomości ze świata można dojść do wniosku, że obecnie luksusem coraz częściej jest mieszkać w mieszkać w miejscu, któremu nie grożą klęski żywiołowe, mieć dostęp do zdrowej wody i zdrowego jedzenia.
Jednak, jeśli chodzi o biżuterię, to tworzymy przedmioty, które mają swoją wartość, chociażby ze względu na ilość srebra i użytych materiałów. Są to przedmioty kolekcjonerskie, a nie mini błyskotki utrzymane w aktualnie modnych, kapitalistycznych tendencjach. Czasami wymagają uzbierania odpowiedniej sumy pieniędzy, która może wydawać się niemała. Jednak w obecnej sytuacji ekonomicznej koszt zakupu wyjątkowej biżuterii ma wartość kilku niekoniecznie pełnych koszyków jedzenia kupionego w dyskoncie. W tym samym czasie nawet przy wysokiej cenie za biżuterię, artysta zarabia na godzinę mniej niż wszyscy specjaliści, których musi zawołać, gdy zepsuje mu się kran lub światło... Dla nas największym luksusem jest wolny czas, który możemy przeznaczyć na swoje pasje.
B.B.: Biżuteria od wielu lat zmienia się. Już nie piękno, kruszec i cenne kamienie, a określona, wyrazista stylistyka i przekaz, jaki ona niesie, liczą się coraz bardziej – jak Wy widzicie rolę współczesnej biżuterii noszonej na co dzień do jeansów, a nie balowych sukni?
M.T.: Tu chyba jesteśmy specyficzni i lubimy być wyraziści. Jola nosi duże, widoczne przedmioty. Nasza męska biżuteria też nie jest mała, więc trudno nam być obiektywnymi w tej kwestii. Nasze klientki też lubią te rzeczy dlatego, że je widać.
Jednak często nie noszą np. naszych masek na co dzień, dlatego właśnie stworzyliśmy możliwość zawieszenia wisiora z maską w ramce i umieszczenia całości na ścianie, by cieszyło oko na co dzień. Chętnie kupują tę opcję z zauroczenia wenecką maską, na którą chcą patrzeć na co dzień, nawet gdy jej nie noszą, a potem na szczęście okazuje się, że świetnie się czują w tej dużej biżuterii, która idealnie komponuje się z golfami, swetrami, choć nie tylko. Jola prezentując biżuterię na sobie często przełamuje stereotypy i tym samym edukuje innych.
B.B.: Bawicie się smakami, sami jesteście kolorowymi, wyrazistymi, wykreowanymi estetycznie postaciami. Jak widzicie ewolucję współczesnego świata mody i w tym kontekście - biżuterię?
M.T.: Jesteśmy za starzy na to, by się przejmować tym, co myślą i mówią o nas inni. Za długo pracujemy razem twórczo i widzieliśmy wiele. Szkoda czasu na nijakość i bylejakość. Tzw. “średnia krajowa” nigdy nie była dla nas. W końcu Iris Apfel również nie patrzyła na innych.
Fajnie, że nowe pokolenia są coraz bardziej odważne i że to manifestują. Nawet jeśli komuś się to nie podoba, to jest to wyraziste. Starsze pokolenia od zawsze mówiły „Ach ta dzisiejsza młodzież”, po czym straszyły nas elektrycznością, samochodami czy komputerami.
B.B.: Jaki emocjonalny przekaz niesie Wasza biżuteria?
M.T.: Świat idzie w dwie strony. Jedni się zapomną i w nim zagubią, inni docenią wartości i rzemiosło. Nasza biżuteria od zawsze jest tworzona w ramach idei „DRESS YOUR SOUL” (ang. Ubierz swoją duszę). Ta z maskami dodatkowo ma napis: „MASCHERA – VESTITO PER L’ANIMA” (czyli „maska jest ubraniem dla duszy”), ponieważ każdy z nas na co dzień nosi wiele masek, by grać wszystkie niezbędne role. Jednak pod maską kryje się nasza prawdziwa duchowa i wieczna tożsamość, której często nawet my sami nie jesteśmy świadomi. Warto zbadać ten świat i rozwijać go w sobie, bo tylko to, co niematerialne, pójdzie z nami na koniec dalej.
B.B.: Dlaczego zabawa smakami, konwencjami i estetykami jest ważna? Dlaczego idziecie pod prąd trendu minimalistycznego?
M.T.: Nasze duże projekty zawsze były eklektyczno-barokowe, a jednocześnie z domieszką estetyki loftowej z przymrużeniem oka. Dlatego doskonale czujemy się w Wenecji, w której dawna sztuka i przesyt miesza się z tym, co oferują współcześni artyści.
W jedzeniu natomiast mieszamy smaki, które znamy z dzieciństwa, z tym, co jest bezpieczne dla naszego zdrowia i wielu osób. Kuchnia dla ludzi z nietolerancjami nie może być protezą, na którą się jest skazanym do końca życia. Ma być smaczna i budzić miłe wspomnienia. Ma pozwolić spotkać się przy jednym stole tym, którzy muszą unikać w jedzeniu wielu składników, z tymi, którzy cenią w jedzeniu smak. Czy idziemy pod prąd? Hmm, wydaje nam się, że często wyprzedzamy tendencje.
B.B.: Lifestyle, czyli sposób życia, niezwykle zmienił się w ostatnich 10 latach. Na naszych oczach wszystko stawało się bardziej ustandaryzowane, zglobalizowane, aż tu nagle, po pandemii, która zatrzymała świat w miejscu, wybuchła potrzeba lokalności, indywidualności i wolności, również w obszarze estetycznym. Jak myślicie, czy ten trend się utrzyma? Czy będziemy doceniali różnorodność?
M.T.: Tak jak wspomnieliśmy, naszym zdaniem świat się podzieli i pójdzie w dwie strony.
B.B.: Zaczęliście wykorzystywać w swojej biżuterii bursztyn. Czy tylko dlatego, że jest naszym naturalnym, rodzimym skarbem?
M.T.: Tak, od zawsze biżuteria z bursztynem towarzyszyła naszym kolekcjom mody. Bursztyn zachwycał nas swoja różnorodnością i nieprzewidywalnością. Kochamy go odkrywać i zarażać tym innych.
B.B.: Jakie macie plany na przyszłość w kontekście rozwoju waszej linii biżuterii? Czy bursztyn będzie w niej obecny? Przyznam, że ja go dopiero odkrywam.
M.T.: Tworzymy i mieszkamy na początku i końcu bursztynowego szlaku, czyli między Gdańskiem, a Wenecją. Więc z pewnością będzie obecny i widoczny w tym, co wychodzi z naszej pracowni.
B.B.: Kto jest klientką i klientem, którzy kupują Waszą biżuterię? Jakbyście opisali ich potrzeby i cechy charakterystyczne?
M.T.: Kobiety, które cenią sobie indywidualizm, niezależne, niepatrzące na to, co ktoś myśli o tym jak wyglądają, jak się prezentują i jakich wyborów dokonują. Z mężczyznami chyba jest podobnie. Muszą lubić siebie i czuć się w swojej skórze dobrze. Nawet najpiękniejsza i najbardziej ekskluzywna biżuteria nie sprawi, że poczujemy się lepiej, gdy nie czujemy się dobrze sami ze sobą.
B.B.: Skąd bierzecie własne inspiracje? Kogo naprawdę podziwiacie jako twórcę biżuterii?
M.T.: Nie mamy konkretnych twórców i wzorców. To jest jednak płynne, zmienia się. To tak jak z urządzaniem mieszkania - najpierw malujesz ściany na intensywne kolory, później zaczynasz tęsknić za kolorem betonu i bielą, a potem znów masz ochotę na kolor.
B.B.: Dlaczego piękno dla nas wszystkich w XXI wieku jest tak ważne? Dlaczego mamy potrzebę poprawiania, estetyzowania, stylizowana i dekorowania siebie i świata dookoła?
M.T.: Ono zawsze było ważne, tylko tyle, że zmieniał się sposób jego wyrażania i upiększany przedmiot/obiekt. Na przestrzeni lat różnie je definiujemy i postrzegamy.
Ilustracje:
- Jola Słoma podczas pracy nad nowymi projektami.
- Biżuteria SOUL BIJOU autorstwa Joli Słomy i Mirka Trymbulaka na wystawie polskiej kultury i sztuki bursztynniczej „Instant And Eternity – Chwila i Wieczność” w Muzeum Narodowym w Tianjin w Chinach.
- Detale maski autorstwa Sergio Boldrina z autorskimi elementami autorstwa Joli Słomy i Mirka Trymbulaka.
- Mirek Trymbulak podczas pracy nad nowymi projektami.
- Kolczyki GROSZKI 01. Autorstwa Joli Słomy i Mirka Trymbulaka.